Chloe
- Wstawaj! - ktoś wskoczył na moje łóżko. Przeciągam się i słyszę śmiech. Ten głośny, dźwięczny śmiech posiada tylko jedna osoba - Jason. Podnoszę się do pozycji siedzącej i uśmiecham się w jego stronę. Biorę komórkę spod poduszki i widzę, że jest 8:30.
- Ty chyba wiesz, że do meczu jeszcze ponad siedem godzin - pokazuję mu telefon - Daj mi spać chociaż do dziewiątej - padam z powrotem na poduszkę. Jason zrzuca moją kołdrę na ziemię.
- Ale leń - krzyczy przez śmiech. Z grymasem na twarzy wstaję z łóżka i przecieram rękami twarz. Stoję naprzeciwko niego. Jestem niższa od niego o jakieś dziesięć centymetrów, a mimo to nie czuję się onieśmielona. Nie ma osoby, przy której czułabym się swobodniej. Podchodzi do drzwi balkonowych i otwiera je. Świeże powietrze wdziera się do pokoju.
- No chyba nie myślisz, że przebiorę się przy tobie - patrzę jemu w oczy - Idź zrób mi śniadanie - zaśmiałam się.
- Już lecę - wychodzi z pokoju. Czasem podziwiam go za ten wieczny uśmiech na twarzy. Podchodzę do lustra i widzę trupiobladą dziewczynę z nieokreślonym kolorem oczu. Wzdycham i podchodzę do mojej szafy. Ubieram się, rozczesuję włosy i idę do kuchni po śniadanie.
- Ekspres - mówi Jason, kiedy wchodzę do pomieszczenia - Dwadzieścia minut to twój nowy rekord - mama wchodzi do kuchni.
- Hej dzieciaki - mówi i podchodzi do Jasona - Czyżby to były naleśniki? - wskazuje na patelnie.
- Starałem się, ale coś mi chyba nie pykło - pokazuje miskę z ciastem, a mama się śmieje.
- Lepiej ja to zrobię - przepycha się obok niego - Dodałeś mąkę?
- Nie - waha się - A trzeba? - teraz obie wybuchamy śmiechem. Tata wchodzi.
- Co tak wesoło? - po około dwudziestu minutach śniadanie nadaje się do jedzenia.
- Będziecie na meczu? - pyta Jason przy jedzeniu - O 16:00.
- Tak - mama spogląda na ojca.
- Pewnie - mówi tata - Też idziesz Chloe?
- Jak mogłabym nie pójść - śmieję się - Przecież to mecz mojego braciszka - Jak co tydzień w sobotę to zmywam z mamą - Skończone - mówię i wycieram ręce.
- Idziesz ze mną na ogród? - wchodzi Jason.
- Teraz będziemy oglądać telenowele - spoglądam na mamę, ale nadal mówię do brata - Robimy to co tydzień jak możesz nie pamiętać - znowu obracam głowę w jego stronę.
- Dobra idź - mówi mama - Przecież jak raz nie będziemy tego oglądać razem, nic się nie stanie. Opowiem ci co było w odcinku - uśmiechnęła się do mnie. Poszłam z Jason'em do ogródka. Jakiś rok temu rodzice zrobili mu tam boisku do koszykówki. Rzuca mi piłkę, łapię ją.
- Graj - krzyczy. Podbiegłam do niego i jakoś dziwnie łatwo wrzuciłam piłkę do kosza.
- 2:0 - mówię. Oczywiście odebrałam mu piłkę i znowu zdobyłam punkt. Odwracam się w jego stronę - Chyba wiesz, że ja wiem, że dajesz mi fory? - podnoszę jedną brew.
- Nie, no coś ty - śmieje się - Poprawiłaś się po prostu - Znowu zaczynamy grę. Niestety przestałam być tak dobra i wygrał ze mną. Cóż, nie jest to zbyt dziwne - Jesteś dobra jak na dziewczynę - mówi, a ja kiwam tylko głową. Wchodzimy do domu - Która godzina?
- Nie wiem - patrzę na komórkę - 10:09.
- Chcesz loda? - pyta mnie.
- Yhym - mówię. Jason bierze pudełko lodów, dwie łyżeczki i koc. Znowu idziemy na ogród i siadamy na kocu. Otwieramy pudełko i jemy - Pewnie wygracie.
- No to chyba oczywiste - śmieje się. Rozmawiamy jakąś godzinę w czym dwa razy "zamraża mu się mózg". O 12:00 przychodzą kumple Jasona. Otwieram im drzwi. Chyba są zdumieni moim widokiem.
- Hej - wita się jeden z nich, chyba James. Obok mnie pojawia się Jason, a ja idę do pokoju. Słyszę kawałek ich rozmowy.
- Ona w ogóle gada? - pyta prawdopodobnie Mike.
- No oczywiście - oburza się Jason. Kiedy wchodzę do pokoju, widzę jak idą po schodach. Siadam na podłodze i opieram się o ścianę. Zaczynam czytać książkę. Słyszę jak co chwilę coś krzyczą. Pewnie grają na PS4.
- Chloe - ktoś puka do pokoju, Jason wchodzi jedną nogą do pomieszczenia - Idziemy - kładę lekturę na biurko i idę w towarzystwie chłopców do przedpokoju.
- Kto z kim jedzie? - pyta tata ubierając buty.
- Jak zwykle - odpowiada Jason. To znaczyło, że ja jadę z tatą, Jason'em i Mike'em, a mama z James'em i Loganem. Dojeżdżamy pod szkołę. Mecze międzyszkolne zawsze organizują w naszym liceum. Idę na trybuny, zawsze siedzę blisko boiska. Chłopcy poszli do szatni. Widzę rozgrzewającą się grupkę cheerleaderek. Dziwne, nie ma tam Vivienne - kapitana. Chłopcy wychodzą na boisko, aby się rozgrzać, a Jason mi macha. Zaczynamy się śmiać. Trener przywołuje go do porządku. Fajnie by było być jego prawdziwą siostrą - myślę.
Vivienne
Biegnę z Sierrą na boisko. Trochę się zasiedziałyśmy u niej. Wbiegamy na boisko, kiedy wszyscy się już rozgrzewają. Chłopcy z drużyny zaczynają klaskać, a my się kłaniamy. Dostajemy naganę od trenerki i idziemy się przebrać w strój. Jest to biały top i ciemnoróżowa spódniczka. Jest zabójczy, niby taki zwykły, ale na ciele wygląda wspaniale. Witamy się z resztą dziewczyn i dołączamy do rozgrzewki. Na trybunach dostrzegam tylko rodziców i przyrodnią siostrę Jasona. Zawsze zapominam jej imienia. Jest ona na każdym meczu. Podobno jest niemową, ale niektórzy twierdzą, że umie mówić, zwłaszcza Jason, nie da jej zrobić krzywdy. Jason podchodzi do Sierry, jest jej chłopakiem. Moja przyjaciółka mówi, że zawsze, kiedy ona do niego przychodzi... Chlo, tak Chloe siedzi w swoim pokoju.
- Hej słonko - Sierra całuje go w usta.
- Czy twoja siostra mówi? - wypalam w zamyśleniu. Wiem, że jest przewrażliwiony na jej punkcie.
- Tak - odwraca się w moją stronę. Ku mojemu zdziwieniu, nie jest zły za to pytanie - Nawet krzyczy - idzie w stronę Chloe i coś do niej mówi, ta z uśmiechem odpowiada, znowu on coś gada, a ona wykrzykuje: Nie. Daje jej buziaka w czoło i wraca do nas. Dziewczyna spuszcza wzrok, chyba zauważyła, że wszyscy się jej przyglądają. W końcu okazuje się, że umie mówić. Trybuny powoli się zapełniają, a Jason rozmawia z Sierrą. Pamiętam jak w pierwszej liceum wszyscy chłopcy chcieli się z nią umówić, a ona uciekała od nich jak od ognia. Mecz jak zwykle wygrała nasza szkoła. Dziewczyny z drużyny będą nocowały u mnie, a chłopcy poszli do jakiegoś klubu. Nie wiem co mnie natchnęło, ale podeszłam do Chloe, kierowała się do samochodu z rodzicami.
- Hej Chloe - odwróciła się z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
- Do mnie mówisz? - zapytała po chwili ciszy.
- A jest tu jakaś inna Chloe? - zaśmiałam się, a dziewczyna nerwowo poprawiła torebkę na ramieniu - Chcesz może nocować dzisiaj u mnie? - jej oczy rozszerzyły się jakby widziała kosmitę - Wiesz, lepiej się poznamy, a jak już wiem, że mówisz to będzie o wiele łatwiej - znowu się zaśmiałam. Zaczęła się rumienić - Jesteś siostrą chłopaka mojej przyjaciółki...
- Przyrodnią - szepcze jakby do siebie - Nie chcę wam przeszkadzać - rzuca mocno wymuszony uśmiech - Dziękuję za zaproszenie, ale nie - rozgląda się - No to... cześć - macha mi i wsiada do auta. Wracam do Sierry i dziewczyn.
- O czym gadałaś z Jenkins? - pyta Brittany.
- Chyba nie chciałaś jej do nas zaprosić - mówi Carmen.
- Chciałam, pomyślałam... - obracam w rękach pierścionek, który dostałam na rocznice związku z Sean'em.
- Lepiej nie myśl - rzuciła Miley z wrednym uśmiechem - Nie zbyt ci to wychodzi - matko, jak ja jej nie lubię, ale jest w drużynie. Pojechałyśmy do mojego domu.
- Rodzice wyjechali na weekend do Paryża - przewracam teatralnie oczami - Więc mamy cały dom dla siebie.
- Więc jaki plan? - pyta Carmen.
- Jak zawsze - mówię - film, lody, plotki - wzruszam ramionami i idę do pokoju po film - Dzisiaj oglądamy "Intruz" - wołam i schodzę na dół. Przynoszę koce i poduszki. Przebieramy się w piżamy, kąpiemy i zasiadamy przed telewizorem w salonie.
- Ciekawe jaka ta Jenkins jest w domu - mówi Miley - Zapewne nie do zniesienia. Mieszkać z taką nudziarą - wywraca oczami. Nie wiem dlaczego, ale poczułam jakby obraziła mnie, a nie Chloe.
- No - Brittany bierze do ust wielką łyżkę lodów - Pewnie tylko je, pije i uczy się. Podobno nigdy się nie całowała.
- Wow - mówi Sierra, chyba jej też nie przypadł do gustu pomysł obgadywania jej.
- I zna trzy języki - włącza się do rozmowy Mads - Chodzę z nią do klasy - zastanawia się nad czymś - Rzadko się odzywa, właściwie w ogóle.
- Jakie? - nagle zaciekawiła się Brittany - Ja ledwo znam Angielski - śmieją się.
- O ile się nie mylę to włoski, francuski i rosyjski - wylicza Maddie.
- Rosyjski? - Miley prycha - Matko...
- A widziałyście ostatnio Caroline? - próbuję zmienić temat, sama nie wiem czemu to robię. Znam pełno plotek na jej temat.
- Wyglądała jak zombie - przechwytuje Sierra.
- Jezu, a jaka ta Chloe jest blada - wzdycha teatralnie Miley - Jak trup.
- A podobno nigdy nie farbowała włosów - mówi Mads - Przecież nikt nie ma naturalnie takiego odcieniu.
- A może jest córką szatana - śmieje się Brittany.
- Urodziła się w Paryżu - mówi Maddie - Była tam przez trzy lata, a potem adoptowali ją rodzice Jasona.
- Ciekawe co się stało z jej prawdziwymi rodzicami? - zastanawia się Crissy - Pewnie jej nie kochali - mówi udawanym smutnym tonem, reszta się śmieje. Zamykam oczy i podnoszę się.
- Idę do kibla - rzucam i wychodzę z pokoju. Zamykam się w łazience. Łzy spływają mi po policzkach, w końcu tez jestem adoptowana. Czuję dziwną więź z Chloe, jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami, które rozumieją się bez słów. To dziwne, ponieważ nigdy nie rozmawiałyśmy.
- Vivi - ktoś puka do drzwi - Przepraszam, nie chciałam cię urazić - to Crissy - Zapomniałam o twoich rodzicach - dodaje. Szybko ocieram oczy, przeglądam się w lusterku. Jest okej - Przykro mi - wychodzę z łazienki z uśmiechem, ku zdziwieniu Crissy i Sierry, które stały przed drzwiami. Tyle lat ukrywam emocje, że to już nie jest żadnym wyczynem.
- To co - wyciągam do nich ręce - Idziemy się bawić - podchodzę do kolumny i włączam piosenkę. Wszystkie piszczymy i zaczynamy tańczyć.
piątek, 6 czerwca 2014
poniedziałek, 26 maja 2014
Prolog
Kto jest tym szczęściarzem i śledzi dwie nastolatki? Oczywiście ja.
Chloe i Vivienne.
Chloe Jenkins - piękna, niedostępna. Ma włosy czerwone jak ogień i piękne oczy. Mogłaby to wykorzystać, ale ona chyba woli zostać starą panną z kotem lub dwoma. Jej jedyną rozrywką jest czytanie książek i chodzenie na mecze swojego przyrodniego brata, a to też z przymusu. Codziennie wstaje o 6:30, a w soboty i niedziele o 9:00. Jej jedyną znajomą jest Emily. Prędzej się utopi niż podejdzie do kogoś nieznajomego.
Vivienne Settle - chyba każdy chciałby się z nią umówić, ale ta blondynka ma już chłopaka. Tym szczęściarzem jest Sean Evans. Ona jest trochę ciekawsza. Jest kapitanem cheerleaderek. Co sobotę nocuje u swojej przyjaciółeczki, Sierry Fitzgerald, a w piątki siedzi cztery godziny u Sean'a. W niedziele co miesiąc chodzi na imprezy, ale nigdy nie wraca pijana. W szkole jest najbardziej lubianą osobą. Jednym słowem "idealna".
Obie mają osiemnaście lat, są sierotami i obie nie wiedzą na co je stać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)